wtorek, 24 stycznia 2012

Żeby mi się chciało tak jak mi się nie chce...

Lenistwa ciąg dalszy. A teraz mam ferie więc jest jeszcze gorzej. Wprawdzie poprzedni tydzień spędziłam w Warszawie, ale pobyt ten tek mnie zmęczył, że teraz się wprost nie mogę wyspać.
Główny cel mojej wizyty w stolicy to zakup sukienki na studniówkę. Ale o tym zaraz.

Teraz chce popsioczyć na samą ideę studniówek. Jeszcze zostało mi do niej dwa tygodnie, a już jestem wykończona maksymalnie. Cały ten bal to wymysł jakiegoś desperata. Fakt, faktem mogę nie iść,jednak stwierdziłam, że będę miała ją raz w życiu i przydałoby się jakieś wspomnienia zdobyć. Pierwszy mega problem to z kim iść? W takich chwilach ogromnie zazdroszczę dziewczynom, które maj chłopaka. Mają jeden kłopot z głowy. Ja niestety jestem samotna ( i przeważnie dobrze mi z tym). Jak się okazało znajomych wśród płci brzydkiej tez za dużo nie mam. Bo w końcu nie podejdę przecież do chłopaka z którym rozmawiałam raz w życiu i nie spytam się go czy wybierze się ze mną na studniówkę. Postanowiłam zaprosić chłopaka z mojej klasy. Jednak tak długo się zbierałam do tej czynności, że inna zabrała mi go sprzed nosa. Mój błąd. Tak więc zostałam nadal sama, a czasu coraz mniej. Sprawa rozwiązała się sama. Idę na studniówkę z kimś, kogo nigdy nie brałam pod uwagę (tez z mojej klasy). Może być fajnie, a nie jestem w sytuacji w której mogę wybrzydzać.
Uff. Wielka ulga.
Kolejny problem to oczywiście wspomniana wyżej sukienka. Wielkie przeszukiwanie internetu. Typowanie faworytów. Wyprawa po sklepach. Już w pierwszej przymierzalni uświadomiłam sobie, co było już od dawna oczywiste, a mianowicie fakt (odwieczny problem wszystkich kobiet), że do trzydrzwiowej szafy już mi niedaleko. Żadna, ale to żadna z sukienek, które początkowo mi się podobały, nie wyglądała na mnie atrakcyjnie. Płacz i zgrzytanie zębów. Za którymś jednak podejściem znalazłam zadowalająca mnie kreację. Przy okazji dostałam manto za to, ze do przymierzania jeżdżę ubrana normalnie. Bo nie wiem czy wiecie, ale ubiera się w spódnice, rajstopy i buty na obcasie (te ewentualnie można przynieść w torbie:D). Przekroczyłam limit wyznaczony na ten cel. Niestety pewnie ucierpią na tym buty.


To tyle jeśli chodzi o przygotowania do tego wielkiego dnia. Mam na razie jedynie partnera i sukienkę. Ale jak dla mnie to już więcej niż mniej.

Podczas pobytu w Warszawie. Odwiedziłam też ze znajomymi Muzeum Powstania Warszawskiego. I to był po prostu koszmar. Nauczka na całe życie, aby już nigdy z nimi nie odwiedzać takich miejsc. Zaczęło się jednak od wielkiego ustalania gdzie idziemy. Wojtek chciał na Zamek Królewski. Jednak Agnieszka ostro zaoponowała i ogólnie godziny otwarcia też były niesprzyjające. Zoo tez odpadało. Muzeum Narodowe zamknięte (poza kilkoma mało interesującymi ekspozycjami). W końcu rzuciłam propozycje Muzeum Powstania Warszawskiego (bo od dawna chciałam tam pójść). Została ona przyjęta może nie entuzjastycznie, ale przyjęta. Umówiliśmy się następnego dnia. W. stwierdził, ze nie wie czy dojedzie, ale postara się. Jednak wpadł. Bilety i te sprawy. Moja sugestia by zostawić kurtki w szatni została zignorowana. Byliśmy jedynymi osobami, które miały na sobie okrycia :D. W. i A. pięć minut po wejściu gotowi byli już wyjść. A ja oczywiście okazała się tą złą. Bo wszystko chciałam obejrzeć, zbierałam ulotki, za wolno szłam. W końcowym rozrachunku mało co zobaczyłam, przeczytałam czy cokolwiek się dowiedziałam. Zebrałam tylko kartki z kalendarza, opisujące każdy dzień powstania ( a i tak czterech dni nie mam, bo tamta dwójka za każdym razem jak wyciągałam kartkę z wieszaka robili aferę nie wiadomo o co, a w końcu tylko to w jakiś sposób pozwalało mi czegokolwiek się dowiedzieć, w końcu zgubiłam się w rachunkach). Wzięłam sobie jeszcze odezwę do narodu z 3 sierpnia 1944r. (kopie oczywiście). Barat stwierdził, ze ją podprowadziłam. Nawet jeśli to wybaczcie nie miałam takiego zamiaru, ale nie pisało, żeby nie brać, było po stronie dla odwiedzających. I na dole jest dopisek, ze wykonane z okazji 61 rocznicy wybuchu :D. Tak więc jakoś się przemęczyłam z tamtymi wariatami i po zaledwie godzinie byliśmy już na zewnątrz. Na Boga W. pisze maturę z historii. Jakiś minimalny poziom zainteresowania powinien wykazać. O A. nic nie mówię bo ona to i tak żyje w innym świecie.

W dzień wyjazdu miałam już tak strasznie popsuty humor, że koniec świata. Na A. strasznie, ale to strasznie się zawiodłam i jest mi z tego powodu ogromnie przykro.
Wpadłam jeszcze do wydawnictwa Waneko i kupiłam malutki zapasik mang, które już do wieczora dnia następnego były przeczytane :D. Odwiedziłam też sklep Weltbild. Złamałam postanowienie o nie kupowaniu nowych książek, ale na moją korzyć przemawia, ze jest to kontynuacja serii, która już mam. I dostałam płatki do kąpieli jako stały klient :D. Ale to pokażę na stosiku. Chwilowo zabrakło mi sprzętu do zrobienia zdjęcia, a mój telefon robi paskudne.

Rozpisałam się jak zwykle. Jutro może w końcu wstawię coś innego od moich jęków i żali :D.

7 komentarzy:

  1. Haha, wycieczka do Muzeum najlepiej smakuje, gdy pójdziemy samotnie albo z kimś, kto jest w równym stopniu takim maniakiem tematu, jak Ty. Szkoda, że nie udało Ci się zwiedzić wszystkiego, bo warto - ja nie miałam okazji być w MPW i bardzo żałuję, ale przecież nic straconego, prawda? Może kiedyś pójdę...
    A kreacja bardzo ładna, zaś co do standardów, by ubierać się odpowiednio na zakupy sukienkowe - pierwsze słyszę :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do Muzeum planuje się jeszcze raz, ale już sama.
      Co do tych standardów to też nie miałam zielonego pojęcia, ze jakiekolwiek istnieją. Jaka zawsze jeansy, białe (akurat wtedy) stopki i kozaki. Ciocia A. była z nami i to od niej mi się dostało :D.

      Usuń
    2. Ale wiesz co, w sumie ma to sens - bo jak założysz rajstopy i buty na obcasie, to łatwiej jest dobrać sukienkę, bo mniej więcej widzisz, jak się całość prezentuje. No niemniej akurat zimą to trochę mało praktyczne :)

      Usuń
    3. Wtedy bierze sie buty na obcasie do torby. Dostałam też przykazanie, że jak będę kupowała buty do sukienki to koniecznie muszę ją zabrać ze sobą. Zastanawia mnie tylko fakt, ze w obuwniczych nie ma przymierzalni.

      Usuń
  2. Żyje w innym świecie, a to dobre... Nic Ci nie poradzę na to, że historia sama w sobie jest nudna, zostało to potwierdzone naukowo. Ty jakoś do mojego pomysłu na koncert też zbytnio entuzjastycznie nie zareagowałaś, choć jest to o wiele lepsza atrakcja niż muzeum. No ale cóż, o gustach się nie dyskutuje... Tylko dlaczego nikt tego stwierdzenia nie traktuje poważnie?

    Sukienka git, prawie tak ładna jak moja ;] Partner też spoko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Siłą cie nikt do tego muzeum nie ciągnął. Mogłaś nie iść jak nie chciałaś. A historia jest ogromnie ważną częścią naszego życia i minimalne zainteresowanie każdy powinien okazać. I wcale nie jest nudna. Twoje rozumowanie po prostu nie sięga tak daleko moja droga. Nic tez nie poradzę na to że perspektywa ocierania się o stado anonimowego tłumu jakoś mnie nie podnieca. Muzyki mogę posłuchać w domu.

      Usuń
  3. Historia nie ma najmniejszego znaczenia dla naszego życia. To rozpamiętywanie jej zaburza światopogląd, nie pozwala ruszyć dalej, otrząsnąć się z tego, co nie powinno nas dotykać. Ludzie, którzy żyją przeszłością, życiem, którego już dawno nie ma, starzeją się nie wnosząc niczego do własnego życia. Owszem, tym ludziom walczącym i ginącym za Polskę, należy się szacunek. Ale - powiedzmy sobie szczerze - teraz też są ludzie, którzy bez wahania oddali by życie dla ojczyzny, a każdy ma ich gdzieś. Było, minęło - naszym zadaniem jest tworzyć nową, lepszą rzeczywistość, a nie boleć nad starą, marnować ich poświęcenie. "Twoje rozumowanie po prostu nie sięga tak daleko moja droga" - dobrze wiedzieć, bardzo dobrze. A co do koncertu nie będę się wypowiadać, bo widzę, że mamy odmienne zdania na ten temat.

    OdpowiedzUsuń