czwartek, 10 kwietnia 2014

Projekt Denko (2013) #2

Kosmetyczny Wtorek, ale w czwartek. Wtorek to jeden z moich najbardziej zajętych dni w tygodniu, a do tego nadal dochodziłam do siebie po weekendowej imprezie jaką był Daikon2, ale o tym później.

Dzisiaj ciąg dalszy mojego denka z poprzedniego roku.

Kolorówka:


1.Max Factor, Eye Brightening, Tusz pogrubiający, podkreśla kolor oka - kupiłam go w porywie chwili, kiedy to zaszłam do Rossmanna po inny tusz tego producenta. Mój był do oczu zielonych. Ma silikonową bardzo elastyczną szczoteczkę. W kolorze jest taki rdzawo brązowy. Niestety nie zauważyłam żadnego podkreślenia koloru tęczówki. Efekt pogrubienia też nie jest zbyt oszałamiający. Za to ładnie podkręca rzęsy. Nie osypuje się i nie rozmazuje, jest naprawdę trwała. Jednak to nie jest to czego oczekuję od maskary, więc raczej ponownie nie zagości na mojej półce.
2.Dwie próbki azjatyckich kremów BB: Skin79 "Hot Pink", It's Skin "Prestige" - zamówione na Azjatyckim Bazarze, były początkiem mojej wielkiej miłości do kremów BB. Testowałam już wcześniej kilka dostępnych w Polsce, ale stwierdziłam, że to tylko jeden wielki pic na wodę i obiecanki cacanki i rzuciłam to w cholerę. Jednak zamawiając inny kosmetyk z Bazaru postanowiłam i te próbki (były 3) dorzucić do zamówienia. I to był strzał w dziesiątkę. Bardzo wydajne (każdy słoiczek starczał mi na dobre dwa tygodnie, ale ja sie w sumie mało maluje :P), ładnie wygładzają cerę, może nie do końca super kryjące i z większymi wypryskami sobie nie poradzą, ale przebarwienia ładnie przykrywają. A co dla mnie najważniejsze pasują do naprawdę bladych cer i doskonale dostosowują się do koloru cery. Ok mogłabym o nich pisać bez końca, więc na tym się zatrzymam. Aktualnie mam pełnowymiarowe opakowanie Skin79 "Hot Pink" i zamierzam testować kolejne.
3.Astor, Mattitude 16h, HD - nie używałam w moim życiu zbyt dużej ilości podkładów, dlatego nie mam zbyt dużego porównania. To był ostatni podkład przed moim przejściem na kremy BB. Ładnie się rozprowadzał, wyglądał na skórze bardzo naturalnie, miał przyjemny zapach. Na plus zaliczyć można też opakowanie z pompką. Plus także za SPF. Jednak mimo wyboru najjaśniejszego koloru nadal był dla mnie zbyt ciemny, a dodatkowo mam wrażenie, że z biegiem godzin jeszcze bardziej ciemniał. Był też w pewien sposób suchy. Wydawać by się mogło, że idealny dla cery tłustej i mieszanej (jaka mam ja). Ale w ciągu dnia na policzkach zaczęły pojawiać mi się suche skórki co nie wyglądało zbyt estetycznie. Nie był też wcale kryjący. Ledwo sobie radził z małymi plamkami po ospie. Na pewno go już nie kupię i to nie tylko z racji tego, że zrezygnowałam z tradycyjnych podkładów.
4.Yves Rocher, Couleurs Nature, Effet Seconde Peau, Teint Fluide - jeden z podkładów w kolorze bardzo zbliżonym do mojej cery (ale nadal lekko za ciemny). Miał dopasowywać się do koloru cery co jak mi się wydawało robił (dopóki nie poznałam kremów BB :P). Mało kryjący i strasznie lejący się. Przy pierwszym otwarciu bardzo dużo mi się go wylało. Według producenta wyglądać miał jak "druga skóra", jednak moim zdaniem był dla każdego widoczny. Mało trwały. Kiedy wracałam pod koniec dnia do domu miałam wrażenie, że juz go na mojej twarzy wcale nie ma. Kupiłam go na przecenie kiedy schodził juz kompletnie z półek. Bardzo bym żałowała gdybym musiała dać za niego regularną cenę. Wymęczyłam go prawdziwie, w dni kiedy moja twarz wyglądała tak, że i bez pokładu mogłabym ujść w tłumie :D. Nie jest już dostępny w takiej formie, ale z tego co wiem ma  nowa buteleczkę z pompką i chyba nazywa się trochę inaczej. 

Pielęgnacja twarzy (czyli moje mazidła ^^):






1. La Roche Posay, Thermal Spring Water, woda termalna - słyszałam o niej na różnych blogach i na Wizażu. Chciałam więc i ja spróbować, szczególnie z powodu mocno ściągniętej skóry zaraz po myciu twarzy. Zgodnie z obietnicami łagodzi podrażnienia. Nie wiem czy zmniejsza zaczerwienienia i leczy trądzik, bo na to jakby większy wpływ mają raczej inne specyfiki które tak dzielnie staram się wklepywać w skórę. Zdecydowanie nawilża. Kiedy skończyła mi się i przez jakiś okres nie miałam zamiennika to po pewnym czasie skóra (szczególnie na policzkach) zaczęła mi się przesuszać. Idealna na lato dla ochłody. Minusem jest jednak w przypadku tej konkretnej wody fakt, że jest raczej mało wydajna oraz to, że po chwilki od zaaplikowania trzeba ją odcisnąć w chusteczkę czy ręcznik papierowy bo może stworzyć efekt odwrotny od odczekiwanego. Mam już kolejną z innej formy, która jest moim zdaniem dużo lepsza, więc do tej juz raczej nie wrócę.
2. Mizon, Snail Recovery Gel Cream, Krem z wydzieliną ze śluzu ślimaka - ci którzy o tym nie słyszeli, pewnie się w tym momencie bardzo krzywią. Jednak od samego śluzu (który swoją drogą uzyskiwany jest bez szkody dla zdrowia ślimaka) do ekstraktu który zawarty jest w kosmetyku cała substancja przechodzi wiele przeobrażeń. Przyznaje się sama miałam pewne opory, ale w końcu się przekonałam. Krem na postać żelu, zapach ma dziwny do określenia, na pewno nie jest on mocny i nie przeszkadza. Ładnie nawilża. Jednak dla mnie on sam to za mało. Walczy z niedoskonałościami, spłyca blizny, a te nowsze i małe może nawet całkowicie usunąć. Stało się tak z moją blizną obok ust, która była dla mnie pamiątką po niedawnej ospie. Nie wiedziałam, że taki bezie efekt bo pewnie dla udowodnienia zrobiłam bym zdjęcie. Mały minusik jest taki, że zanim krem ten doprowadził moją twarz do stanu, może nie idealnego, ale np bardzo dobrego, zrobił mi najpierw przykrą niespodziankę w postaci wysypu wszystkich możliwych zanieczyszczeń z twarzy. Jak na razie kosmetyk ten chyba na stałe zagości w mojej kosmetyczce. Szkoda, że nie można go dostać stacjonarnie w Polsce. Pierwszą moją sztukę zamówiłam na wspomnianym wcześniej Azjatyckim Bazarze. Kolejne już na allegro. 
3. It's Skin, Power 10 Formula, Krem wodny z witaminą E - mój kolejny azjatycki kosmetyk. Kupiłam go z myślą do stosowania pod krem z filtrem, aby chronić skórę przed wolnymi rodnikami przyspieszającymi starzenie. Ma on konsystencję gęstej biało-przeźroczystej zawiesiny, którą aplikujemy pipetą. Ładnie się rozprowadza i szybko wchłania. Poprawia kondycję skóry. Pierwsze minimalne efekty widoczne są juz po kilku dniach regularnego stosowania. Na pewno jeszcze do niego wrócę, jednak chce jeszcze wypróbować jego braci z innymi składnikami. Też wielka szkoda, że jest dostępny jedynie internetowo a jego cena też nie pozwala mi na regularne go nabywanie.
4. Yves Rocher, Nutri Specific, Ultra Confort, Krem odżywczy na noc - krem ten przeznaczony jest do cery suchej. ja przy swojej cerze mieszanej bardzo często mam problem z przesuszonymi policzkami. Szczególnie zimą. Zaczęłam go jednak używać już na początku jesieni i myślałam, że nigdy nie skończę. Gdyby nie małe oszustwa kiedy używałam go do smarowania łokci i kolan pewnie męczyłabym go do dzisiaj. Jest tak niesamowicie wydajny. Dobrze się rozprowadza pozostawiając lekko tłustą warstewkę na twarzy co niektórym może przeszkadzać. jednak nie zapycha i bardzo dobrze nawilża. Niestety osoby skłonne do alergii mogą mieć z nim problemy. Ma bardzo mocny zapach, który niestety nie podbił mojego serca. Nie śmierdzi, ale mi osobiście się nie podoba. Podejrzewam, że jeszcze do niego wrócę, bo bardzo dobrze dogadywał się z moją skórą, ale to już raczej zimą.
5. Vishy, Idealia Life Serum, Serum do twarzy - może dlatego, to tylko próbka, która znalazłam w GlossyBoxie, ale nie zauważyłam jakiś fenomenalnych efektów, które tyle blogerek i vlogerek zachwalało. Na pewno bardzo wydajny, bo 3ml starczyły mi na prawie tydzień. Jednak moim zdaniem praktycznie nic nie robiło i na pewno nie przekonało mnie do zainwestowania w nie 150 zł.

Ok to tyle na dzisiaj. Kolejny post o tej tematyce we (mam nadzieję) wtorek.

Coś was zainteresowało? Z czegoś już korzystaliście?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz