wtorek, 1 kwietnia 2014

Projekt Denko (2013) #1

Projekt Denko jest bardzo popularny wśród wielu blogerek i vlogerek kosmetycznych. Polega on na nie kupowaniu nowych produktów do pielęgnacji dopóki nie zużyje się już posiadanych. W większości jednak przerodziło się to w pokazywanie zużytych kosmetyków i krótkie ich recenzowanie.

Nawet nie zauważyłam kiedy pod wpływem tych wszystkich postów i filmów na YT sama zaczęłam do torby pod biurkiem wrzucać puste opakowania. Nazbierało się tego jak dla mnie bardzo dużo, ale w porównaniu z niektórymi innymi miesięcznymi (ja tak wrzucam mniej więcej od maja) denkami to niczym to się nie wybija.

Zaczynamy od góry czyli od głowy ^^.

Szampony


  • The Body Shop, Rainforest Moisture, Szampon o włosów suchych - niestety moje włosy całkowicie do suchych nie należą (przy skórze głowy się mocno przetłuszczają, ale reszta jest bardzo sucha), więc szampon się u mnie nie sprawdził bo bardzo szybko włosy mi się przetłuszczały. Jednak bardzo dobrze nawilża (zawiera miód) i przez krótką chwilę na całej głowie miałam piękną lśniącą fryzurę. Bez silikonów, bez parabenów i co najważniejsze bez SLSów. Polecam mocno suchowłoswym. Ja już do niego nie wrócę.
  • The Body Shop, Bananowy szampon - mój zdecydowany ulubieniec (gdyby nie moje postanowienie by pokończyć wszystkie szampony które stoją na półce i nie kupować do tej pory nic nowego, już bym go miała z powrotem). Mimo iż zawiera w swoim składzie SLS, to jednak nie wysusza włosów. Ładnie oczyszcza. Ma konsystencję budyniu, lekko chemiczny bananowy zapach, który nie zostaje na włosach, czujemy go tylko podczas mycia i nie pieni się za mocno, co akurat dla mnie jest sporym plusem. Z odżywką z tej samej serii czyni cuda! Plus za przezroczystą butelkę. Niestety z opakowaniem wiąże się też minus: bardzo twardy plastik. Na końcu trzeba się mocno nagimnastykować, aby wydobyć resztkę produktu, ale postawienie na zakrętce zdecydowanie pomaga. Jeszcze jeden dominujący minus to jego cena. 19zł to trochę dużo jak na szampon. Jednak raz na pół roku (bo tyle go zużywałam) mogę się wykosztować, pod warunkiem, że nie trafię go na promocji, o które w TBS nie trudno.
  • Piloram, Szampon przeciwłupieżowy - nie mam większych problemów z łupieżem. Tak naprawdę nigdy nie miałam takie klasycznego łupieżu z mnóstwem białych drobinek. Jednak kilka lat temu miałam łupież plamisty (charakteryzujący się brązowymi plamami na górnej części tułowia). Za radą mojej Pani dermatolog, od czasu do czasu używam szamponu przeciwłupieżowego. Moim zdecydowanym faworytem jest Nizoral, ale ostatnio kiedy tylko wpadnę do apteki, jest tyko w saszetkach, a to mnie za bardzo nie interesuje, więc mam okazję wypróbować inne specyfiki. Niestety ten z Piloramu bardzo wysusza skórę głowy, plącze włosy i ma okropną konsystencję. Bardzo wodnistą, przez co jest mega niewydajny. Połowa tego co wylewam na rękę przecieka przez palce i niknie w odmętach kanalizacji. Dlatego już więcej nie zaproszę go do mojej łazienki.
  • Alterra, Łagodny szampon dla wrażliwej i podrażnionej skóry głowy "Migdały i Jojoba" - uwielbiam szampony z Alterry, jednak akurat ten nie zostanie moim ulubieńcem i już go pewnie raczej nie kupię. Włosy myje dobrze, nie zawiera SLSów więc nadaje się do codziennego stosowania, nie wysusza. Niestety bardzo działa mi na nerwy jego zapach i konsystencja, przypomina lekko rozwodniona galaretkę. I jest jakby mniej wydajny w porównaniu ze swoimi braćmi. Puls za w miarę rozsądną cenę, chociaż nie wiem czy nie jest lekko za wysoka jak na tak małą pojemność.
  • Batiste, suchy szampon do włosów o zapachu Tropical - jak słyszałam to nie mogłam uwierzyć, dopiero moje własne doświadczenia przekonały mnie, że naprawdę warto mieć coś takiego w swojej kosmetyczce. Ten tu akurat dostałam w GlossyBoxie, ale mam w domu inny ze Schwarzkopfa i też jestem zadowolona. Włosy ą odświeżone, lekkie, sypkie, uniesione u nasady. Może nie do codziennego stosowania (choć przedłuża świeżość o jeden dzień), ale na awaryjne sytuacje sprawdza się idealnie. Początkowo męczyłam się z białym osadem, ale z biegiem czasu nauczyłam się go wyczesywać. Niestety akurat tego konkretnego zapachu już więcej nie kupię. Jak dla mnie zbyt nachalnie pachnie kokosem. Jednak Batiste ma całkiem spory wybór suchych szamponów więc na pewno znajdę coś dla siebie.
Odżywki


  • Joanna, Styling Effect, Jedwab do włosów - używam do zabezpieczania końcówek po myciu, ale przeważnie robię to wcierając go od połowy włosów. Ładnie wygładza i nabłyszcza, sprawia, że włosy się tak nie puszą. Podejrzewam, że bliżej skóry głowy przyspieszyłby przetłuszczanie, ale nie próbowałam. Jego zapach kojarzy mi się z salonem fryzjerskim. Bardzo, ale to bardzo wydajny, ekonomiczny. Dałam za niego grosze a używałam prawie 2 lata. Na pewno do niego jeszcze wrócę.
  • The Body Shop, Rainforest Shine, Odżywka do włosów normalnych i suchych - koszmar wśród koszmarów. Dawałam jej szanse aż do samego dna. Całe szczęście, że to tylko 60 ml, bo nigdy bym tego nie zużyła. Po użyciu tej odzywki włosy były w obciążone, w strąkach i nadawały się do ponownego umycia. Plus za ładny zapach i wydajność (buteleczka jest tycia a ja miałam wrażenie, że produkt w niej nigdy się nie skończy). Zdecydowane nie ode mnie dla tego produktu.
  • Artego, Easy Care, Nawilżająca odżywka do włosów - próbka z GlossyBoxa. Uwielbiam ją za zapach. Kojarzy mi się z dzieciństwem i zapachem świeżo umytych włosów po kąpieli. Taki lekko pudrowy zapach. Bardzo przypomina krem Nivea. Sama odżywka ma bardzo lekką, łatwo rozprowadzającą się konsystencję. Ładnie wygładza, nabłyszcza i pomaga w rozczesywaniu. Całkiem wydajna 25 ml starczyło mi na kilka myć. Niestety nie jestem pewna czy skusze się na opakowanie pełnowymiarowe. Kosztuje ok 29zł. Nie zachwyciła mnie aż tak bym nie mogła się bez niej obyć.
  • The Body Shop, Bananowa odżywka do włosów - moje pierwsze doświadczenia z nią nie są najlepsze, ale potem trochę zmieniłam sposób jej używania i do tego czasu została dla mnie najlepszą odzywka jakiej do tej pory używałam. Razem z szamponem z tej serii tworzą oszałamiający duet. Włosy są po nich pięknie nawilżone, błyszczące a co najważniejsze cudownie miękkie. Zdecydowanie mój must have. Jak tylko zwolni się trochę miejsca na mojej półce to zdecydowanie ta odzywka pojawi się na niej znów.
  • Farmona, Jantar, Odżywka do włosów i skóry głowy - o tej wcierce czytałam niemal na każdym blogu o pielęgnacji włosów. Musiałam sprawdzić to cudo i ja. Nieźle się musiałam go naszukać, bo nie produkują go już i coraz rzadziej można go spotkać. Co do samego działania to niestety nie zauważyłam zahamowania wypadania (fakt nie pogorszyło się, zostało takie jak było). Jednak po systematycznym stosowaniu nad moim czołem pojawił się las baby hairs. Jantar wprawił też, że włosy dłużej pozostawały świeże. Niestety minus to kompletnie niepraktyczne opakowanie. Polecam podważyć korek i przelać do opakowania z atomizerem. Może jeśli jeszcze kiedyś uda mi się go dostać do zainwestuję.

Zorientowałam się, że strasznie, ale to strasznie długi ten post mi wyszedł więc postanowiłam podzielić go na części. Każda kolejna pojawiać się będzie jak na razie co tydzień we wtorki. Dopóki wszystkiego nie opiszę. Potem pewnie mój Projekt Denko publikować będę co miesiąc, a może nawet i rzadziej, a we wtorki pisać będę o jakiś innych ciekawostkach kosmetycznych.

Używał ktoś z was tych produktów? Jakieś opinie?

2 komentarze:

  1. Nie korzystałam z wymienionych przez Ciebie produktów. Ale z drugiej strony ja najczęściej kupuję kosmetyki Nivea, bo ta firma nie testuje swoich produktów na zwierzętach :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie chcę cię martwić, ale Nivea ma swoje produkty na rynku chińskim a żeby tam trafić musiała przeprowadzić testy na zwierzętach. Bardzo dużo firm oficjalnie nie testujących, tak czy siak musiało to zrobić. A nawet w tych kosmetykach prawdziwie wolnych od testów jest wiele produktów pochodzenia zwierzęcego (np Biały Jeleń). Ostatnio staram się, kupować produkty bardziej świadomie, ale jednak nie mam na tym punkcie żadnego fioła (moja koleżanka wegetarianka wyrzuciła wszystkie kosmetyki :D)

      Usuń